Rozmowa z menedżerem reprezentacji Polski Romanem Sowińskim .

Przyjdzie czas na zwycięstwa.

13-03-2009 18:29

– Na czy polega funkcja menedżera, którą Pan pełni?

– Dbam przede wszystkim o to, żeby reprezentacji niczego nie brakowało. Staram się organizować wszystko w sposób profesjonalny. Załatwiam wszelkie sprawy logistyczne, marketingowe, bazowe. To są rzeczy, którymi zajmuję się z założenia. Oczywiście wszystko zweryfikuje życie, ale na razie stworzyliśmy ekipie reprezentacyjnej optymalne warunki, żeby osiągnąć sukces. Trenujemy na przykład tymi piłkami, którymi będziemy grać w Portugalii. Dzięki moim kontaktom dowiedziałem się, że będziemy grali na podobnej nawierzchni, jaka jest w hali Rekordu, stąd zgrupowanie właśnie tutaj. 

– Jak się Panu układa współpraca z trenerem Tadeuszem Wolnym?

– Nie ma między nami relacji hierarchicznych. Ten jest ważniejszy, czy tamten. Wszystko konsultujemy. Też mam za sobą długie lata trenowania reprezentacji i nie wtrącam się, ale pomagam. Wszystkie decyzje związane z selekcją i szkoleniem podejmujemy razem. Chcę bowiem wykorzystać posiadane doświadczenie z wielu turniejów o mistrzostwo Europy czy świata. Dzięki osobistym kontaktom udało się sprowadzić płyty z meczami rywali i możemy się przyjrzeć, co reprezentują przeciwnicy.

– Czy nasi reprezentanci nie są przygnębieni tym, iż nie wygrali żadnego meczu sparingowego przed eliminacjami do ME?

– We wszystkich meczach graliśmy dobrze i bardzo dobrze. Podbudowujemy się tym, że na zwycięstwa przyjdzie czas w odpowiednim momencie. Z Ukrainą graliśmy jak równy z równym, ale przeciwnicy bezwzględnie i konsekwentnie wykorzystywali każdy nasz błąd. Jeszcze jesteśmy trochę za mało skuteczni. W lidze nasze zespoły muszą stworzyć kilkanaście sytuacji, żeby dwie lub trzy wykorzystać. Renomowane drużyny reprezentacyjne wykorzystują wszystkie! To błędy wyniesione z naszej ligi, w której także nie ma konsekwencji. Owszem dużo „gramy piłką”, stwarzamy sytuacje strzeleckie i nie wykorzystujemy z taką bezwzględnością jak przeciwnik. Z Ukrainą powinniśmy prowadzić do przerwy różnicą kilku goli, a przegrywaliśmy 0:2.

– Nie ciągnie Pana na trenerską ławkę reprezentacji?

– Dla mnie wystarczającą rolą jest spoglądanie na drużynę z bocznego siedzenia. Z Tadeuszem Wolnym tworzymy parę szkoleniową i w tej roli się dobrze czuję. Myślę, że pomagam trenerowi z pożytkiem dla zespołu. Notabene z moimi możliwościami i układami zagranicznymi, które wyrobiłem sobie przez kilka lat pracy z reprezentacją, jestem czasem postrzegany za granicą lepiej niż w kraju… Zawiązałem tam wiele sportowych przyjaźni, np. z trenerem Portugalii Orlando Duarte. Nawiasem mówiąc pierwsze szkolenie futsalowe z Orlando odbyło się w Bielsku-Białej i wynikało z prywatnych kontaktów. Co ciekawe, znów usiądziemy z tym trenerem na przeciwnych ławkach. W r. 2000 w Zabrzu wygraliśmy z brązowym wtedy medalistą mistrzostw świata, Portugalią 3:0 i osiągnęliśmy historyczny, jedyny dotąd awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Historia lubi się powtarzać, więc mam nadzieję, że znów wywalczymy awans!

– Dlaczego w reprezentacji nie ma zawodników Hurtapu, oczywiście poza bramkarzem Łukaszem Groszakiem?

– Brak zawodników Hurtapu to najlepszy dowód na to, że nie jesteśmy profesjonalną dyscypliną sportu, choć w reprezentacji staramy się stworzyć profesjonalne zręby. Piłkarze Hurtapu nie grają ze względu na nieprofesjonalne podejście działaczy i zawodników. Hurtap SA nie udzielił urlopów zawodnikom KS Hurtap. Żeby nie było wątpliwości, logo jednych i drugich jest to samo! Ta sama osoba, która jest prezesem klubu, podpisuje pismo z firmy o nieudzielaniu urlopów zawodnikom…

– Nie wyobrażam sobie, co by się działo w PZPN, gdyby jakiś prezes odmówił Leo Beenhakkerowi!... Czy prezes Hurtapu nie zrobił jednak krzywdy zawodnikom, zamykając im drogę do narodowej reprezentacji, w której gra jest szczytem marzeń piłkarzy?

– Hurtap walczy o mistrzostwo Polski i to jest przyczyna, że prezes Wiktor Napióra nie zwolnił zawodników. Wydaje mi się jednak, że zawodnicy też nie wykazali się należytym charakterem. Uważam, że gdyby bardzo chcieli grać w reprezentacji, weto prezesa niewiele by dało. Sam jestem prezesem klubu i gdyby trzech czołowych zawodników powiedziało mi, że reprezentacja jest dla nich bardzo ważna i chcą w niej grać, bardzo ciężko byłoby mi zrobić im krzywdę. Myślę, że prawdopodobnie zawodnicy sądzili, że nie muszą być w Krośnie, na Białorusi, w Chorwacji czy Bielsku-Białej, a i tak pojadą do Portugalii. Boisko zweryfikuje ich postępowanie. Nam bardzo zależy, żeby osiągnąć sukces, nie ulegając szantażowi. Również ci zawodnicy, którzy przyjechali do ośrodka Rekordu, starają się pokazać, że zasłużyli w pełni na powołania. Na zgrupowaniu brak tylko jednego zawodnika, dla którego zrobiliśmy wyjątek. Jest nim Klaudiusz Hirsch, który od półtora roku załatwiał sobie stypendium szkoleniowe w Madrycie i akurat szkoli się tam w tym tygodniu… Poszliśmy mu na rękę i zostanie po szkoleniu w Hiszpanii na własny koszt, a potem doleci do Portugalii. Dostał plany treningowe i jestem święcie przekonany, że je realizuje.

– Klaudiusz Hirsch to grający trener. Takich zawodników jest w reprezentacji więcej. Czy to dobra sytuacja dla drużyny narodowej?

– To przyszłość naszego futsalu! Grającymi trenerami są: Błażej Korczyński, Andrzeja Szłapa, Rafał Jarzmik i kilku innych zawodników. Są też grający trenerzy poza reprezentacją, np. Piotr Szymura, który występuje na parkietach pierwszoligowych, a poprowadził młodzieżowców Rekordu do mistrzostwa i wicemistrzostwa Polski. Tacy piłkarze umieją jeszcze wszystko pokazać młodszym od siebie, a już potrafią ich nauczyć.

– Jest Pan optymistą przed wyjazdem do Portugalii?

– Jestem. Nie może być inaczej. Uważam, że zabieramy najlepszych z dostępnych nam zawodników. Oni udowadniają to w każdej kolejce ligowej. Poza niedostępnymi piłkarzami Hurtapu i Jango, w którym trudno znaleźć polskiego zawodnika, są czołowymi postaciami czołowych polskich klubów. Nie ukrywam, że liczymy na awans. Zespół nasz jest bardzo dojrzały. Jeśli awansujemy, to poszerzymy grupę o paru piłkarzy i będziemy nadal przygotowywać się do finałów mistrzostw Europy. Gdyby się nie udało awansować, w co nie wierzę, dla kilku zawodników byłby to turniej ostatniej szansy. Zwolniłoby się miejsce dla młodzieży.

– Jaki jest harmonogram reprezentacji po skończeniu zgrupowania?

– Odjeżdżamy z ośrodka Rekordu w sobotę na mecz z reprezentacją ligi złożoną z obcokrajowców. TV Silesia będzie spotkanie transmitować. Trwały dyskusje, czy lepiej zagrać w tym czasie z zespołem mocnym, czy słabym. W tym samym czasie Portugalia gra z Hiszpanią, dwukrotnym mistrzem świata. Śmialiśmy się, że dobrali sobie odpowiedniego sparingpartnera przed meczem z Polską… Oczywiście nie chodzi o to, żeby grać ze słabymi drużynami. Zwycięstwa nic nie dają, niczego nie uczą. Dlatego graliśmy mecze sparingowe z silnymi reprezentacjami i z całą premedytacją dokonaliśmy wyboru reprezentacji ligi na ostatniego przeciwnika przed eliminacyjnym turniejem, gdyż w gronie „ligowców” zagrają Brazylijczycy i Ukraińcy. W grupie eliminacyjnej rywalami Polski będzie zespół Portugalii, w której wszyscy zawodnicy to naturalizowani Brazylijczycy. Trenera i pięciu Brazylijczyków w składzie ma zespół Azerów, a Finowie, o dziwo, mają sporo zawodników z… pogranicza rosyjskiego. 

– Mówi się w środowisku futsalu o nieuchronnym rozdziale „małej piłki” od dużej…

 – Tak. Ważną rzeczą nie tylko zresztą dla reprezentacji, lecz również dla poszczególnych klubów, w tym także Rekordu, są w niedalekiej przyszłości konsekwencje decyzji o rozdziale dużej i małej piłki. Stanowisko władz PZPN było w tej kwestii nieprzejednane. Stanowisko klubów futsalu było bardziej liberalne, ale władze stanowczo stwierdziły: „jeden zawodnik – jeden klub – jedna dyscyplina”… Ci, którzy wybiorą futsal, nie będą mogli grać w „dużej piłce”. Sugestie klubów futsalu zmierzały ku temu, żeby dać czas młodym zawodnikom na zdeklarowanie się; pozwolić na limit czasowy łączenia gry, aby piłkarz mógł podjąć decyzję, gdzie będzie kontynuował karierę. Nie chcieliśmy również, aby taki przepis obowiązywał w II lidze. Stanowisko władz PZPN było jednak zdecydowane: jednoznaczny rozdział! Jak będzie – życie pokaże.    

– Jeśli już zeszliśmy na drogę przyszłości polskiego futsalu, wypada zapytać o powstanie ligi autonomicznej na wzór futbolu.

– W naszej komisji istnieje podział kompetencyjny. Sprawami rozgrywek zajmuje się Zdzisław Wolny. Mogę powiedzieć tylko tyle, że kluby naszej ekstraklasy są zorganizowane w różny sposób. Bywa, że są niestabilne finansowo. Liga autonomiczna miałaby prawa medialne, marketingowe, ale jest to swego rodzaju biznes, a w biznesie, żeby „coś wyciągnąć”, trzeba najpierw zainwestować. Mam poważne obawy, że większość klubów nie jest na to przygotowana, aby utworzyć autonomiczną ekstraklasę. Są przesłanki, żeby powołać ją teraz, ale problemy, o których wspomniałem, sprawiają, że dużo się mówi, a mało robi. Jako prezes klubu jestem za, ale nie ja będę organizował całe przedsięwzięcie. Jest przychylność odpowiedzialnego za futsal wiceprezesa PZPN Rudolfa Bugdoła, który nas popiera. Mamy kancelarię, która w ciągu miesiąca zarejestruje spółkę z o. o. Trzeba wynająć prezesa – menedżera i opłacić go. Czynnik ludzki bowiem jest bardzo ważny. Musi być jednak nie tylko przyzwolenie, lecz również współdziałanie klubów. Mamy współfinansować i współorganizować autonomiczną ligę…

Rozmawiał Jan Picheta

admin

powrót

Treść komentarza:

Login:

Hasło:

Aby móc dodawać komentarze musisz posiadać konto:załóż konto